wtorek, 28 lutego 2017

#11 Jin: Śmierć to nowe życie

Witam ^.^
Dzisiaj mam dla was scenariusz z naszym wspaniałym Jinem :3
Tak... Powiem szczerze, że ta historia będzie powiązana z moim snem, a przynajmniej pewne jego częsci xD Będzie to krótki one-shot, więc na cuda nie ma co liczyć ;) Ale pomimo mam nadzieje, że komuś się spodoba.
Nie przedłużając  - zapraszam do czytania! ^^
------------------------------------------


Znalezione obrazy dla zapytania upadły anioł mężczyzna(...) ludzie mają wrodzony talent do wybierania właśnie tego, co dla nich najgorsze. - Joanne Kathleen Rowling – Harry Potter i Kamień Filozoficzny


Sięgnęłam głębiej do paczki z chipsami. Dość długo ją penetrowałam, ale niczego nie znalazłam. Westchnęłam pod nosem, wyrzucając paczkę do rowu. Na drodze było mokro, a pogoda nie zaliczała się do najprzyjemniejszych. Za moimi plecami dało się nagle słyszeć dziwne stukanie. Odwróciłam się do tyłu, ale nikogo nie widziałam. Wzruszyłam ramionami i zmarszczyłam czoło. Do domu zostało mi zaledwie kilkaset metrów. Niestety mieszkałam na "zadupiu". Budynki trafiały się tu na prawdę rzadko. Mimowolnie mój krok przyspieszył. Po bardzo krótkim czasie na drodze pojawił się mały kotek. Był bardzo wychodzony i po prostu zaniedbany. Moje serce zawsze było empatyczne w stosunku do zwierząt, ale tym razem po prostu patrzyłam. Nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Kiedy ocknęłam się, zwierzę znikło i droga znów była pusta. Tym razem nie wytrzymałam i głośno przeklęłam. W tym samym momencie przede mną stanęła postać, a raczej coś w rodzaju cieniu. Miało jednak ludzką postać i wielkie, czarne skrzydła. Stanął do mnie tyłem, tak, że nie mogłam zobaczyć twarzy czy też czegokolwiek innego.
- Będziesz goniona i gonić będziesz - jego głos nie przypominał ludzkiego. Brzmiał raczej jak bardzo niskie burczenie, jakby ktoś miał niesamowicie mocną chrypę. - Jesteś ofiarą, ale będziesz myśliwym.
Jego głowa wykonała obrót w lewo, a następnie znikł. W tym momencie nie wiedziałam czy nie mam jakiś urojeń. Przez moment pomyślałam nawet, że chipsy, które przed chwilą zjadłam były zatrute. Potem jednak stwierdziłam, że to odpowiedni moment aby szybciej znaleźć się w domu. Nie czekając na więcej objawień po prostu zaczęłam biec. Szkolny plecak nieco mi to utrudniał, ale ostatecznie dotarłam pod drzwi domu. Weszłam do przedpokoju cała zdyszana i nie ukrywam, wystraszona. Jednocześnie jednak ciekawa tego niesamowitego zjawiska. Powitałam się szybko z mamą i czmychnęłam do swojego pokoju. Tam czekał na mnie Pan Kot, który powitał mnie głośnym miauknięciem. Położyłam się obok niego na łóżku i wtuliłam w twarz w jego miękkie futerko. Poczułam się niesamowicie senna i zmęczona. Tak jakbym nie spała od kilku dni. Moje oczy powoli się zamykały, a ja nie byłam w stanie tego kontrolować.


Obudził mnie przyjemny zapach świeżości. Otworzyłam oczy i przetarłam je dłońmi, następnie przyjmując pozycję siedzącą. Byłam na wielkiej i pięknej polanie. Słońce pięknie świeciło i ptaszki śpiewały. Powoli wstałam i wolno okręciłam się wokół własnej osi. Powoli ruszyłam przed siebie, aby lepiej poznać to miejsce.
- Czyli tak wygląda świadomy sen. - mruknęłam do siebie, uśmiechając się. Nagle przede mnie wyskoczył piękny i wielki jeleń. Jego poroże na prawdę były niesamowite. Zaczął uciekać, ale po chwili zatrzymał się i spojrzał na mnie. Jego zachowanie mnie zdziwiło i nie do końca wiedziałam co mam zrobić. Czy świadome sny na prawdę tak wyglądają? Nie czekając jednak dłużej na zaproszenie ruszyłam za zwierzęciem. Biegłam tak dobre kilka minut, aż w końcu jeleń znikł z mojego pola widzenia, a moje ciało całkowicie odmówiło posłuszeństwo. Oparłam się o drzewo i ciężko dysząc, oparłam głowę o korę. Nagle usłyszałam świst, a obok mojej głowy coś przeleciało, następnie wbijając się w roślinę. Otworzyłam szerzej oczy i obróciłam głowę w stronę rzeczy. Okazało się, że jest to strzała koloru różowego. Nie zdołałam się jednak ruszyć, mogłam w tym momencie tylko stać.
- Zabrać ją! - rozległ się potężny głos, który obijał mi się o uszy.

Podobny obraz Nie był on przyjemny. Po chwili przede mną pojawił się dziwny stwór, a zaraz potem obok kolejne dwa. Ich wygląd również nie należał do najlepszych. Wielkie skrzydła, ostre zęby i wielkie pazury zniechęcały do patrzenia na istotę.
Zostałam związana zakneblowana.
 Dalej jednak wmawiałam sobie, że to tylko sen, że zaraz się to skończy. Nie widziałam gdzie idę. Czułam tylko, że pod sam koniec szliśmy wysoko, a potem jeszcze wyżej, tym razem po schodach.
- Przyprowadziliśmy ją. - stwór, który mnie trzymał wyraźnie się poruszył.
- Na żniwa. - do twoich uszu dotarło niezrozumiałe polecenie. Czym są żniwa? Kim jest rozmówca? Fajnie by było wiedzieć.
Zostałam szarpnięta, a następnie znów schodziliśmy w dół. Wydawało mi się, że trwa to wiecznie. Po dłuższym czasie schody się skończyły, a ja zostałam "rzucona" i zamknięta w jakiejś klatce. Dopiero wtedy pozbawiono mnie sznurów i zdjęto opaskę. Byłam w jakimś wielkim lochu. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, a na ścianach i podłodze była jakaś lepka maź. Westchnęłam i zrezygnowana usiadłam w kącie na małym krzesełku. Próbowałam się szczypać, ale na nic się to zdało. Sen jak trwał, tak trwał. Przez moment nawet zaczęłam wątpić, że jest to tylko wytwór mojej wyobraźni.Zaraz jednak znów się do tego przekonałam. Taki świat nie istnieje. Po prostu go nie ma.
Minęło kilka godzin, a może nawet cały dzień. Nie widziałam tutaj nic poza ciemnością, a czas się dla mnie nie liczył. Po prostu był. Nagle drzwi klatki się otworzyły i do środka znów przyszedł stwór. Odważnie stanęłam na równe nogi, a kiedy chciał mnie złapać kopnęłam go w nogę, a raczej kończynę dolną. Ten straszliwie zawył i upadł na ziemię, aby po chwili się zacząć kurczyć. Jego wnętrzności jednak nie kurczyły się i po chwili potwór wybuchł. Zostałam umazana krwią i czułam na sobie szczątki istoty. Po całym ciele przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Nie wiedziałam co się właśnie stało, ale zrozumiałam, że tylko tak mogę je pokonać. Ruszyłam po schodach w górę. Było to męczące i nie miałam pewności, gdzie ta droga prowadzi, ale tylko tak mogłam cokolwiek zdziałać. Tym razem czas strasznie mi się dłużył, a schody wydawały jeszcze dłuższe. Niedługo potem ujrzałam jednak małe światło, które z każdym krokiem stawało się coraz większe. Już byłam prawie przy nim kiedy upadłam z hukiem na podłogę. Syknęłam czując ból lewej ręki. Coś kurczowo trzymało mnie za nogę. Odwróciłam się i spojrzałam za siebie. Ujrzałam ludzką dłoń, która wyglądała jakby była z cienia. Przypomniało mi to postać z wcześniejszego wydarzenia. Ciężko oddychając kucnęłam i spojrzałam na wielkie kraty. Osoba ta puściła moją nogę, ale nie pokazała się. Słyszałam tylko jej ciężki oddech i odgłos kapania płynu o podłogę. Dotknęłam krat, a te po prostu zniknęły. Spojrzałam na swoje dłonie. Jak to się stało? Wróciłam wzrokiem na ciemną otchłań klatki. Nic z niej jednak nie wychodziło. Zaczęłam się powoli wycofywać, a następnie ruszyłam dalej. Moje nogi nabrały jakiejś dziwnej siły. Czułam, że mogę teraz wszystko.
- Stój! - usłyszałam za sobą krzyk. Zatrzymałam się i odwróciłam do tyłu. Głos był mi znajomy. Brzmiał tak samo jak tego, który skazał mnie na żniwa. Nie widziałam jednak żadnej osoby.
- Kto mówi? - powiedziałam, ale mój głos się w pewnym momencie załamał. Ogarnął mnie dziwny strach i panika. Nie cofałam się jednak, stałam w miejscu.
- Wiem kim jesteś i po co tu jesteś. - odgłos tym razem dochodził z drugiej strony. Odwróciłam się w nią, ale nadal niczego nie widziałam. Czułam się zdezorientowana i zagubiona. Czy można pokonać coś czego się nie widzi? To jak walka ślepego i głuchego.
Nagle przede mną pojawił się czarny dym. Zasłoniłam natychmiast twarz własną koszulą. Kto wie czy to czasem nie jest trucizna. Mój wzrok był jednak skupiony w środek całego zamieszania. Tak też zobaczyłam, że ze środka wychodzi ta sama cienista postać, którą spotkałam za kratami i na drodze. W tym momencie całkowicie zgłupiałam. Postać w pewnym momencie nie była już cieniem, a człowiekiem.  Był to wysoki, przystojny i zalany łzami mężczyzna. Jego wzrok był przepełniony bólem, a on sam trzymał w ręce nóż, który po chwili rzucił mi pod nogi. Nie odważyłam się jednak po niego schylić.


- Zabij mnie. Proszę... - szepnął. Jego głos był tak przyjazny dla ucha i spokojny, że mogłabym słuchać go całymi dniami.
- Co-o? - moje ręce zrobiły się zimne, a ciało oblał zimny pot. Nie mogę zabić. Nie potrafię.
- Zabij mnie! - po pomieszczeniu rozległ się potworny krzyk. Mężczyzna złapał się na twarz, a łzy zmieniły się w krew, a na ustach pojawił się złowieszczy uśmiech. Nie był to już człowiek, to był potwór. Złapałam za nóż i zaczęłam się wycofywać. W dalszym ciągu nie chciałam nikogo zabijać. Jednak krzyki stawały się coraz straszniejsze, a chłopak z każdym moim krokiem robił dwa kolejne, tym samym będąc coraz bliżej. W pewnym momencie skoczył, jak kot, rzucając się na mnie. Chciałam obronić się ręką, ale nie udało mi się, a na jej wewnętrznej stronie powstał głęboki ślad, z którego wypływała ciemna krew. Zostałam powalona na ziemię, a jego dłonie zaczęły ściskać moją szyję. Powoli traciłam siły i oddech. Zacisnęłam mocniej pięść na rękojeści noża i ostatnimi siłami wbiłam go w szyję potwora, a raczej mężczyzny. Sama nie wiem kim w końcu był. Może to jego drugie "ja"? Każdy nosi w sobie potwora...
Jego ciało stało się nagle bezwładne i ciężko opadło na mnie. Moja szyja uwolniła się z uścisku, ale pojawił się ból i łzy. Czułam, że zrobiłam coś za co zostanę ukarana. Powoli wypełzłam spod ciała i oparłam się o ścianę, chowając twarz w dłoniach. W tym samym momencie poczułam ciepło i przyjemny zapach. Spojrzałam zza dłoni i zobaczyłam, że wszystko znika. Powoli się rozpada, po czym jego szczątki znikają.


Wszystko znikło, a ja obudziłam się z powrotem w swoim pokoju. Spojrzałam na swoją rękę, z której nadal kapała krew.
- Czyli to nie był sen... - szepnęłam. - Czyli na prawdę zabiłam człowieka...
Momentalnie wstałam i złapałam się za głowę. Mo policzkach zaczęły spływać mi łzy, a ja poczułam się niesamowicie okropnie. Nie potrafiłam powiedzieć co to było, ale byłam pewna, że to rzeczywiście się stało. Nagle poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciłam się i zobaczyłam tego samego chłopaka, któremu odebrałam życie. Otworzyłam szeroko oczy nie mogąc nic powiedzieć.
Znalezione obrazy dla zapytania jin gif

Chłopak uśmiechał się, a jego dłoń powędrowała na mój policzek, gdzie wytarła słone łzy.  Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale on tylko położył swój palec na moich wargach, nie powalając na to. Umilkłam więc, a nieznajomy zabrał moją rękę i zaczął ją opatrywać. Kiedy skończył nie powiedział ani słowa. Po prostu zaczął iść w stronę okna.
- Poczekaj... - złapałam go za rękę. Ten odwrócił się i posłał jeszcze jeden ciepły uśmiech. Stanął blisko mnie, a jego dłonie powędrowały moją szyję. Skrzywił się lekko ją masując. Uśmiechnęłam się. - To nic takiego.
Szyja w prawdzie nadal bolała, ale nie na tyle by narzekać. Spojrzałam mu głęboko w oczy. Nie było w nich już tylko bólu. Mogłam teraz nawet dostrzec radość. Nagle poczułam, że nasze wargi się stykają. Pocałunek był długi, delikatny, ale jednocześnie łapczywy. Momentalnie chciałam więcej. Ten jednak odsunął się i jeszcze pewniejszym krokiem ruszył na balkon. Chciałam iść za nim, ale nie mogłam. Moje ciało znów dostało dziwnej blokady, jak wtedy kiedy zobaczyłam cienistą postać po raz pierwszy. Chłopak stanął, a z jego pleców wyrosły wielkie skrzydła. Nie były one jednak czarne, a nieskazitelnie białe. Chciałam krzyczeć by został, chciałam go zatrzymać... Ale nie mogłam.
Znalezione obrazy dla zapytania jin gif

- Dziękuję. - odwrócił jedynie głowę. Jego twarz miała jasną poświatę. Wyglądał jak anioł. Po tych słowach znikł, a tym samym wróciła mi pełna sprawność. Powolnym krokiem stanęłam w tym samym miejscu, w którym on przed chwilą był. Spojrzałam w niebo, nie powstrzymując łez.

Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają jak latać. 

Antoine de Saint-Exupéry

----------------------------
I tak oto dotarliśmy do końca.
Mam nadzieje, że się podobało i nie wyszło jakoś najgorzej :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy